Zespół: B.A.P
Gatunek: AU, fluff
Pairing: banglo~Yongguk X Zelo
~^~^~
~^~^~
Będę wmawiał sobie, że nie widzę.
Będę wierzył, w to, co sobie wmawiam.
Sprawię, że ty uwierzysz w to, co widzę.
~^~^~
Obudził mnie hałas. Zamrugałem zdziwiony, próbując odegnać od siebie ostatnie nuty snu. Spojrzałem na niewielki zegarek stojący na półce obok łóżka. Zmarszczyłem brwi. Dobiegała pierwsza w nocy, a światła we wszystkich pomieszczeniach, oprócz sypialni, emanowały mocnym żarem.
Próbując zrozumieć, co się dzieje, wyplątałem się z pomiędzy połów grubej kołdry i skierowałem się do niewielkiego korytarzyka.
- Powiedz Himchanowi, że kolejne zlecenie może sobie wsadzić w dupe- usłyszałem zirytowany głos Yongguka, dobiegający zza drzwi. W mig pojąłem znaczenie sytuacji.
Starając się ignorować rozmowę prowadzoną na zewnątrz, skierowałem się do kuchni i nalałem sobie chłodnego soku. Zanim jednak upiłem chociaż łyk, długo wpatrywałem się w intensywny pomarańcz. Za drzwiami nikogo nie było. Nic nie słyszałem, nie widziałem, o niczym nie wiedziałem. Świat w jakim obracał się Yongguk wogóle nie istniał, a ja nie miałem o nim pojęcia...
- Oj, Gukie. Nie denerwuj się tak- Youngjae zaśmiał się kpiąco i wyciągnął z lekko zniszczonego pudełka pojedyńczego papierosa. Włożył krawędź do ust. Po krótkim pstryknięciu metalu o metal w tytoń uderzyła jarząca się iskra.- Złość piękności szkodzi- nastolatek wypuścił dym z ust.
Yongguk zacisnął szczękę i wzrokiem przesyconym zdenerwowaniem spojrzał na chłodne drewno. Miał nadzieję, że znajdujący się za nim chłopak wciąż spał, nieświadomy ich... dyskusji. Warknął głośno, kiedy Youngjae wyciągnął w jego stronę papierosy. Wyrwał mu paczkę z ręki, cisnął nią o ziemię i zgniótł butem.
- Wynoś się- syknął. Nastolatek znów wypuścił dym z pomiędzy warg i nonszalanckim ruchem rzucił papieros na betonową posadzkę.
- Chciałem tylko przekazać wiadomość- chłopak wzruszył ramionami i powoli zszedł po metalowych schodach.- A, i jeszcze coś- Yongguk spojrzał podejrzliwie na uśmiechniętą sarkastycznie twarz. Youngjae rzucił starszemu spojrzenie przez ramię i znacząco skierował wzrok na przysłonięte od wewnątrz okno.- Lepiej uważaj na tego swojego żelka, bo jeszcze trafi go jakaś zbłąkana kula- zaśmiał się okrutnie.
- Powiedz Himchanowi, że jeśli choć zbliży się do Zelo, osobiście mu to wyperswaduje- wycedził przez zęby mężczyzna, odsłaniając w sugestywnym geście biodro. Na grubym, skórzanym pasie spoczywał w pełni naładowany gnat i niewielki sztylet.
- Przekażę mu- Youngaje pomachał na odchodnym ręką i zniknął na zakręcie, gubiąc się w chaosie nocnego życia...
Yongguk wszedł do mieszkania i zamykając za sobą drzwi, oparł się plecami o zimną powierzchnię. Odetchnął głęboko, próbując opanować wściekłość na Youngjaea, Himchana, ale przedewszystkim na siebie.
Był egoistą, ponieważ wciągnął w swój świat niewinne życie. A wszystko przez nieposłuszne serce, które od dawna spoczywało uśpione w jego piersi. A przynajmniej tak myślał. Po wielu latach schematycznego, wyrachowanego postępowania dopuścił do głosu sumienie, albo raczej jego całkowite przeciwieństwo i pozwolił, aby dzieciak nieświadomy świata stał się częścią jego szarej, splamionej jedynie szkarłatem egzystencji.
Wszystko to wydawało się irracjonalne. Czy naprawdę zasłużył na te niewielkie światełko, które nagle wtargnęło w jego życie tamtej chłodnej, wyjętej jak z koszmaru nocy? Yongguk wciąż pamiętał odłamki szkła pobłyskującego krwią i bezwładne ciało nastolatka, w którego oczach odbijał się jedynie strach. Myślał, iż uodpornił się na obrazy pobłyskujące w oczach jego ofiar. Smutek, przerażenie, a nawet nienawiść w żaden sposób na niego nie wpływały. Jednak Junhong nie był jego ofiarą.
Mówi się, iż nagłe uczucia są cząstką atomową szoku. Sklepiają się w całość, wybuchając w końcu niczym wulkan i zalewając lawą konsekwencji całe ciało. Jednak doznając czegoś nieustannie, człowiek staje się odporny, a aspekty człowieczeństwa stają się placebo*, którym nie można zwalczyć pustki. Przecież nie można pokonać niczego niczym. Yongguk stał się bezwładną marionetką w rękach Himchana, a jego zlecenia były jedynym, czym zapełniał swój "czas wolny".
Wtedy pojawił się Junhong. Był jedynie świadkiem tego, co Yongguk zrobił. Zabicie jednego z wierzycieli mafii było dla mężczyzny czymś, czym dla nastolatka byl spacer w słoneczny dzień. Jednak dlaczego Bang nie zabił przerażonego chłopaka? Ciężko było mu to przyznać, jednak poruszyła go bezradność i łzy dzieciaka, który nie zdążył nawet poznać prawdziwej rzeczywistości. Miłość od pierwszego wejrzenia? Nie. Było to słowo nadużywane w obecnych czasach i w większości przypadków nic nie znaczyło. A jednak dla Yongguka zaczęło nabierać nagle sensu...
Zwróciłem się w stronę korytarzyka, kiedy usłyszałem trzask drzwi. Nie ruszyłem się jednak z miejsca, mając na uwadze złożoną Yonggukowi obietnicę. 'Nie zbliżaj się, dopóki ci nie pozwolę'. Był to najważniejszy warunek, na którego podstawie funkcjonowała nasza relacja. Chodziło głównie o moje bezpieczeństwo, jednak pojąłem niedawno, iż również o strach. Bang bał się, iż zobaczę go w sytuacji, która dla niego była normalnością w swojej spaczonej formie. Pomimo długiego negowania swoich uczuć, mężczyzna nie chciał, abym go opuścił. Nie zamierzałem tego robić, mimo że poczatkowo byłem do tego gorączkowo przekonywany.
Uśmiechnąłem się lekko, kiedy z cienia wynurzyła się wysoka, szczupła postać. Yongguk przystanął zdziwiony.
- Nie śpisz- zauważył, a w jego oczach odbiła się niepewność. W moim towarzystwie bestia znów stawała się zwyczajnym człowiekiem.- Słyszałeś?- potarł odsłonięte ramię i uciekł spojrzeniem w bok.
- Nie- pokręciłem głową i odwróciłem się do niego tyłem. Sięgnąłem po drugą szklankę i nalałem do niej chłodnego płynu. Nagle poczułem, jak w pasie obejmują mnie lekko drżące ręce.
- Przepraszam- wyszeptał Bang i dotknął ustami nasady mojej szyi. Westchnąłem.
- Przepraszanie nie wymarze uczuć- mruknąłem i spróbowałem sięgnąć po leżące w półmisku owoce. Jednak zanim zdążyłem choćby ich dotknąć, Yongguk wyjął mi z pomiędzy palców wysoką szklankę i odstawił ją na blat.
Zamrugałem zdziwiony, kiedy zostałem odwrócony przodem do szerokiej klatki piersiowej. Bang złapał pewnie moje pośladki i bez większego trudu uniósł mnie ponad powierzchnię kredensu. Ostrożnie posadził mnie na wąskim drewnie, a sam stanął pomiędzy moimi udami. Spojrzał mi głęboko w oczy.
Uniosłem powoli dłoń i przygładziłem opuszkami palców zmarszczkę pomiędzy jego brwiami. Przejechałem ostrożnie po jego powiekach, nosie, kościach policzkowych, lini podbródka, aż dotarłem do warg. Te zadrżały pod moim dotykiem i rozchyliły się nieznacznie. Uniosłem lekko kąciki ust i na ułamek skundy złączyłem je z jego. Całus wydał mi się cnotliwy, nimal zawstydzający w swojej niewinności, zważywszy na to, co razem robiliśmy. Jednak wiedziałem, że te krótkie, acz czułe gesty były lepszą konfirmacją moich uczuć, niż najbardziej wyuzdany seks.
- Czym sobie na ciebie zasłużyłem?- wyszeptał, niemal zdruzgotany swoimi słowami.
Yongguk oparł czoło pod moją brodą i przygarnął mnie do siebie. Wplotłem palce w jego włosy i zacząłem masować delikatnie skórę jego głowy. Mężczyzna zamruczał ukontentowany i pocałował mnie w zagłębienie pomiędzy obojczykami. Zassał po chwili ciepłą skórę, nie przejmując się gęsią skórą, która wypłynęła na niemal całą powierzchnię mojego ciała.
- Nie musisz mnie oznaczać. Jestem tylko twój- zaśmiałem się cicho i połaskotałem go w bok. Myślałem, że wywoła to chociaż minimalny uśmiech na jego twarzy, jednak zamiast tego, Yongguk stał się jeszcze bardziej poważny.
- Wiesz, co oznacza związek ze mną...
- Gdybym nie wiedział, pewnie włóczyłbym się właśnie ze znajomymi po mieście- przerwałem mu. 'I pewnie wpadłbym na niejednego z kumpli Himchana' pomyślałem smętnie.- Jednak jestem teraz tutaj, z tobą i tylko to się liczy.
- Powinno liczyć się tylko twoje bezpieczeństwo...- przewróciłem oczami.
- Znów chcesz się w to bawić? Możemy kolejny już raz wykłucać się o nasze racje, jednak obydwaj wiemy, kto wygra tą słowną potyczkę- uśmiechnąłem się zwycięsko, jeszcze przed podjęciem walki.
- Ja też potrafię znaleźć dobre argumenty- w oczach Banga w końcu zabłyszczały drobne nuty rozbawienia.
- Ale twoje są nudne. Poza tym, moje argumenty są bardziej zmyślne i zdecydowanie przypadły ci do gustu- poruszyłem sugestywnie kolanem.- I to jeszcze przed ich rzeczywistym wypunktowaniem- zauważyłem psotnie.
Bang znów spoważniał i zacisnął palce na moim udzie, chcąc powstrzymać ruchy nogi.
- Wiesz, co robić, jeśli choć pomyślisz, że coś ci grozi, prawda?- jęknąłem, zmęczony jego obawami.
- Twój numer jest pierwszy na liście szybiego wybierania w moim telefonie i przypominam ci, że sam go tak ustawiłeś. Pół obrót z wykopem, który mi ostatnio pokazałeś opanowałem niemal do perfekcji, a w razie kłopotów mam nie wołać o pomoc, tylko krzyczeć 'pożar'- wymruczałem i znów połączyłem nasze usta. Tym razem, pocałunek był dłuższy i zdecydowanie bardziej namiętny. Odsunąłem się od Banga dopiero, kiedy zabrakło mi powietrza.- Poza tym- wyszeptałem, uspokając oddech.- Potrafię świetnie rozproszyć przeciwnika- wyszczerzyłem się szeroko i pomachałem Yonggukowi pistoletem przed nosem. Prychnął i uśmiechnął się gorzko kiedy zdał sobie sprawę, iż kabura przypięta do jego pasa w istocie była pusta. Świetnie mnie wyszkolił, chociaż chyba nie całkiem świadomie.
- Każdego rozpraszasz w ten sposób?
- Nie- powiedziałem niewinnie.- Tylko starych dziadów z niezdarnym uśmiechem, którzy zamiast zadręczać się błahostkami, powinni zająć się istotniejszymi rzeczami- odepchnąłem pistolet z dala od nas. Przejechał z głuchym piskiem po blacie, zatrzymując się przy samej krawędzi.- Powiedz, a oni wiedzą, że chodzisz z nienaładowaną bronią?- nie musiałem precyzować, kim byli ów 'oni'.
- Gdyby wiedzieli, pewnie już bym nie żył- stwierdził, nie zastanawiając się nawet nad tym, skąd wiedziałem o rzeczywistym stanie jego broni.
- Hmm... Wiesz, zazwyczaj trzymam buzię na kłódkę, ale tym razem potrzebuję zapewnienia, że milczenie mi się opłaci- wyszeptałem tuż ponad jego uchem, przygryzłem lekko małżowinę i uniosłem krawędź jego koszulki. Grube ramiączka i tak niewiele zasłaniały, jednak najbardziej nęcące widoki wciąż pozostawały ukryte pod cienką warstwą materiału.
- Potrafię być bardzo przekonywujący- wymruczał, dotykając ustami mojego policzka. Cmoknął mnie w nos i nagłym ruchem uniósł w górę. Pisnąłem jak dziewczyna i oplotłem go zaskoczony nogami w pasie. Objąłem go mocno za szyję. Nie bałem się upadku, jednak wiedziałem, iż mój dotyk działał na niego jak terapia.
Zapytacie, czemu nie bałem się człowieka, który zabił dziesiątki osób i który mógł zabić kiedyś mnie samego. Odpowiedź jest prosta. Jak można bać się bezbronnej osoby? Broń palna i ostrza nie ukryją tego, co schowane jest wewnątrz. Nawet najokrutniejsze serce, rozbite na setki szklanych kawałków zasługuje na możliwość odrodzenia. Zwłaszcza, jeśli samo ubiega się o tą szansę przyśpieszonym rytmem i odbijającymi się na twarzy szczerymi intencjami. W końcu nawet wewnątrz bestii ukrywa się iskierka dobra.
*placebo- lek chemicznie obojętny, podawany pacjentowi w ramach terapi. Nie wpływa w żaden sposób na nasze ciało, jednak leczona osoba wmawia sobie, że jest inaczej.